13:35

To tak straszne, że nikt nie odważył się wymyślić na to nazwy #CISZAPODSERCEM

To tak straszne, że nikt nie odważył się wymyślić na to nazwy #CISZAPODSERCEM


Chciałabym Wam wytłumaczyć świat, ale nie mam takiej mocy. Bardzo chcę wierzyć, że słyszycie moje myśli, ale na prawdę nie rozumiem tego co się tu na Ziemi wyprawia. Nie rozumiem dlaczego Was nie ma i bardzo się boję, że Wasze rodzeństwo nigdy się nie pojawi albo urodzi się chore.

Jeśli Superbohaterowie istnieliby na prawdę, to Mamy patrzące na śmierć swoich dzieci byłyby mianowane tym tytułem jako pierwsze. Tylko dlaczego dzieci umierają? Zaraz będzie drugi rok jak staram się nie zadawać tego pytania, to jest strasznie trudne. I strasznie trudne jest to, że wiem, że nikt nie zna na nie odpowiedzi.

Dziecko, któremu umrą rodzice to sierota. Żona, której umrze mąż to wdowa. Mąż, któremu umrze żona to wdowiec. Jak nazywa się matka, której umarło dziecko? Jak nazywa się ojciec, który je stracił? Jak nazywają się rodzice, którzy nie zdążyli go poznać? To tak straszne, że nikt nie odważył się wymyślić na to nazwy.

Chciałabym Wam powiedzieć, dlaczego nie ma Was ze mną. Ale nie wiem.

Chciałabym Wam powiedzieć, że jest mi tutaj szczęśliwie. Ale nie jest.

Nie da się zapełnić takiej straty.
Można tylko nauczyć się z nią żyć.




18:28

Babcia życzyła mi mało przyjaciół

Babcia życzyła mi mało przyjaciół


Też nosiłeś w swoim plecaku mały, kolorowy pamiętnik, do którego wpisywali się szkolni znajomi? Mój miał kolorowe kartki, które nadal tak słodko pachną, mimo, że pamiętnik skończy wkrótce 20 lat! Wpisywali mi się do niego głównie dzieci i nauczyciele ze szkoły podstawowej, ale też bliskie mi osoby. Szczególnie jeden z tych wpisów wzbudził we mnie dużo emocji. Należy do mojej babci i brzmi tak: "Miej niewiele pragnień, to Cię uszczęśliwi. Miej mało przyjaciół, niech będą prawdziwi." W mojej kilkuletniej głowie nie mieściło się, że babcia może mi tak źle życzyć! Jeszcze to "niewiele pragnień" rozumiałam, łatwiej je wtedy spełnić. Ale mało przyjaciół?! "Coś Ci się pomyliło. Chciałaś napisać dużo!" - zwróciłam jej więc uwagę, podsuwając pamiętnik do poprawki. Odpowiedziała, że zrozumiem jak będę duża.



Od zawsze czułam, że nie pasuję


Nie rozumiałam, bo przecież ja chciałam dużo przyjaciół! Gdybym tylko wiedziała, że wcale nie ma znaczenia to z kim siedzę w szkolnej ławce, a nawet to czy w wycieczkowym autokarze zajmuję miejsce z tyłu, czy z przodu. Że moi znajomi są losowo wybranymi dzieciakami, które akurat urodziły się w tym samym roku co ja. I że jak tylko skończę szkołę przestanie mnie obchodzić czy mnie lubią, a po kilku latach nawet nie będę wiedziała jak wyglądają i co robią. No dobra, wtedy nie było fejsbuka. Teraz wiemy o sobie trochę więcej, ale nie ukrywajmy, nadal mnie to mało obchodzi. Ale wtedy chciałam być fajna i cool i mieć paczkę znajomych. To zupełnie normalne, potrzeba przynależności jest jedną z najważniejszych potrzeb człowieka. Tylko, że ja od zawsze czułam, że nie pasuję. Czułam się z boku. W każdej szkole. W każdej grupie. Każda relacja z koleżanką, kończyła się tak, że zostawałam olewana na rzecz kogoś innego, dla drugiej koleżanki czy chłopaka. Przynajmniej w moim odczuciu to właśnie tak wyglądało, bo prawda jest taka, że to ja nie umiałam zatrzymywać ludzi przy sobie. Miałam wrażenie, że stoję sama za szklaną szybą, podczas gdy cała reszta po drugiej stronie bawi się świetnie. A z drugiej strony czułam się od nich wszystkich lepsza. Ponad wszystkimi. Z żadnej szkoły nie wyniosłam przyjaźni na dłużej. Kontakty kończyły się wraz z ostatnim zakończeniem roku. I właściwie dopiero na studiach znalazłam ludzi z ktorymi weszłam w głębszą relację. Tyle, że tym razem to ja się odsunęłam. Poszłam nawet na inną specjalizację niż cała moja grupa. Podświadomie wolałam uniknąć odtrącenia.



Wszyscy byli za szklaną szybą


Zawsze się zastanawiałam skąd ten mur między mną a ludźmi. Tym bardziej, że paradoksalnie miałam w sobie ogromną potrzebę bliskości. Całe moje wnętrze do nich lgnęło, podczas gdy na zewnątrz coś mnie blokowało. Z upływem lat ta "szyba" stawała się grubsza. Wręcz dźwiękoszczelna. Czułam jakby wszystko działo się obok. Kiedy rozmawiałam z kimś nie potrafiłam skupić się na słowach. Mimo, że z całej siły chciałam się dopasować. Jak śpiewa Katarzyna Groniec: "Co dzień ta sama zabawa się zaczyna i przypomina dziecięce Twoje sny, chcesz rozbić taflę szkła a ona się ugina i tam są wszyscy, a na przeciw Ty." Czułam się obojętna całemu światu, a w rzeczywistości chodziło o jedną koleżankę, czy chłopaka. Poświęcałam danej osobie maksimum uwagi, gloryfikując ją sobie w głowie. Nie zauważałam, że w tym czasie ktoś inny próbował zaprzyjaźnić się ze mną. Tak bardzo chciałam, żeby było po mojemu. Nie potrafiłam odpuszczać. Aż w końcu to ja zaczęłam obojętnieć na świat. Szkło stało się już wtedy kuloodporne. Zaczęłam się urządzać w swojej szklanej kuli.



Życie w szklanej kuli


Można być samotnym mając kochającą rodzinę. Można być samotnym we dwoje. Można być samotnym w tłumie. Można być samotnym, kiedy telefon nie przestaje dzwonić. Można z samotnością walczyć, ale można też się do niej przyzwyczaić, oswoić i nauczyć się z nią żyć. A przynajmniej próbować. Mogłoby się wydawać, że taka szklana kula jest całkiem wygodna. Nie docierało do mnie przecież nic z zewnątrz, a zranić mnie mogły tylko te osoby, które do siebie dopuszczałam. Z tym, że pomóc też nie mógł nikt inny... No i trzeba było ciągle uważać, żeby takiej kuli nie stłuc, bo chociaż z zewnątrz solidna od środka była strasznie krucha. To był tylko mój wybór, czy chcę się wydostać na zewnątrz. Samotność jest zawsze wyborem.



"Miej mało przyjaciół..."


Musiało minąć wiele lat i wiele wypłakałam łez, zanim zrozumiałam babciny wpis. Wcale nie potrzebowałam należeć do żadnej grupy. Teraz już trochę rozumiem skąd mi się to wzięło. Od dziecka byłam nauczona życia "w elicie". W podstawówce byłam w centrum uwagi, siedziałam w pierwszej ławce, wygrywałam konkursy, każdy chciał się ze mną przyjaźnić a ja mogłam "wybierać". Nie umiałam zaprzyjaźnić się z jedną osobą. I tak mi już zostało. Dążyłam do doskonałej relacji, której i tak nie mogłam stworzyć, bo realni ludzie mnie nie interesowali. Czekałam przecież tyle lat na swoich "przyjaciół". Takich, którzy mogliby mnie zrozumieć i którzy chcieliby mnie taką jaka byłam.



"... niech będą prawdziwi"


A tych prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, to prawda. Na przykład, kiedy leżysz w szpitalu i piszesz, że nie chcesz nikogo widzieć, a po pół godzinie dostajesz smsa z pytaniem, która sala, bo ten ktoś wie, że tak na prawdę kłamałaś i wcale nie chcesz zostać sama. Albo wtedy, kiedy musisz się wygadać i nie boisz się napisać, mimo, że ostatnia wiadomość pochodzi sprzed pół roku. A później rozmawiacie jakbyście widzieli się wczoraj. Ciężko się ze mną przyjaźnić, ale doceniam tych, którzy trwają przy mnie już tyle lat. Mimo, że dopiero teraz uczę się w przyjaźń. To takie ważne, żeby celebrować wspólne chwile. Umawiać się na kawę, na film, na rower. Pytać co słychać. I wpadać bez okazji na herbatę. Ale przede wszystkim, akceptować drugiego człowieka takim jaki jest, ze wszystkimi jego wadami, a nawet właśnie te wady kochać najmocniej!

10:03

Dziękuję, że mnie nie chciałeś

Dziękuję, że mnie nie chciałeś



Nie wiem czy tutaj zaglądasz. Minęło sporo czasu odkąd nie mamy siebie w znajomych. Nawet nie wiem czy zauważyłeś, kiedy zniknęłam z Twojej listy. Było to dla mnie zbyt trudne, widzieć Twoje posty, nie mając z Tobą kontaktu. Dawniej każdy dzień zaczynałam wiadomością od Ciebie.

Piszę, bo chcę Ci podziękować, za to, że mnie nie chciałeś. Mimo, że wtedy wydawało mi się, że nie przestanę płakać z tego powodu, a koleżanki miały już dość słuchania o Tobie. Wiem, że wyjechałeś, napisałeś mi to, kiedy jeszcze wymienialiśmy się zdawkowo informacjami o życiu. Mam nadzieję, że odnalazłeś swoje szczęście i zapomniałeś o tamtej dziewczynie. Nie pamiętam ile już dokładnie nie mieliśmy ze sobą kontaktu, wydaje mi się, że całkiem niedługo, ale minęło już kilka lat. Skasowałam nasze rozmowy, kiedy nie mogłam przestać do nich wracać. Sam wiesz, pewne rzeczy trzeba przyśpieszyć.

Byłeś typem chłopaka, od których ojcowie każą trzymać się daleko. Miałeś w oczach błysk i niewypowiedzianą krzywdę. Bardzo chciałam Ci pomóc. Długo myślałam, że spotkaliśmy się właśnie z tego powodu i postawiłam go sobie za życiową misję. Nie rozumiałam, kiedy mówiłeś, że nie chcesz mnie wciągać w swoje problemy. Byłam pewna, że się ze mną droczysz. Dziś dziękuję Ci za to. Nie dlatego, że nie zasługiwałeś na pomoc, ale dlatego, że nie byłam kimś kto mógł mieć dobry wpływ na Twoje życie. Mogliśmy pić piwo nad rzeką, słuchać rapu i chodzić za rękę po mieście przez całą noc, rozmawiając na każdy temat. Ale nie mogliśmy stworzyć zdrowej relacji. Wtedy tego nie wiedziałam. Dziś, jestem pewna, pilibyśmy razem już nie tylko w weekendy.

Kiedy już Ciebie nie było, spędzałam całe dnie w łóżku. Wtedy wydawało mi się, że jestem leniwa. Z resztą wszyscy wokół mnie w tym utwierdzali. Dziś wiem, że to były początki depresji. Zawsze byłam dobra w ucieczki. To była moja ucieczka od życia. Przesypiałam je. Najgorsze było to, że nie umiałam sobie pomóc. Oglądałam kryminały, thrillery i dramaty, puszczałam przygnębiające piosenki, wynajdowałam na forach historie o ludzkich tragediach. Szukałam pocieszenia w osobach, które przypominały Ciebie. Dużo imprezowałam, pijąc olbrzymie ilości alkoholu. Śmiałam się tańcząc, a w nocy zagryzałam zęby na nadgarstkach. Dużo myślałam o śmierci. Nie chciałam się zabić, ale chyba chciałam umrzeć i bałam się śmierci jednocześnie. Myślałam, że ta śmierć jest już całkiem blisko. Miałam 21 lat. Gdybyś to czytał, w tym momencie byś się zaśmiał, chociaż wiem, że miałeś jak ja. O to chodziło - czułam, że jedyną osobą, która jest w stanie mnie zrozumieć jesteś Ty. Może dlatego nie powiedziałam nikomu o tym co dzieje się w mojej głowie.

Miałam Ci za złe, że nie było Cię przy mnie, kiedy nie radziłam sobie z życiem. Kiedy nie było przy mnie nikogo, kto zamiast "weź się w garść" powiedziałby, że też tam miał i że z tym da się żyć. Miałam Ci za złe, że odszedłeś, kiedy paradoksalnie było najlepiej. A jednak teraz Ci za to dziękuję. Dziękuję Ci za to, że Ciebie tu nie ma. Że mimo mojego obsesyjnego uczucia do Ciebie, potrafiłeś uciąć tą znajomość. Że mnie nie skrzywdziłeś, bo wszystko przez co cierpiałam zrobiłam sobie sama.

Jak Ci jest za granicą? Mówiłeś, że nic Cię tu nie trzymało, ale wydaje mi się, że nie ma miejsca jak dom i wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Jeśli kiedyś zajrzałeś na mój profil, wiesz, że wyszłam za mąż. Za mężczyznę zupełnie innego od Ciebie. Mamy dwa koty i psa, ale to z pewnością Cię nie dziwi. Może zapytałbyś tak jak inni, kiedy kolej na dwunożne. Przeszłam przez wachlarz reakcji w odpowiedzi na podobne pytania. Byłam w ciąży. Dwa razy. Chociaż kiedy o tym teraz piszę wydaje mi się to już abstrakcją. Jeszcze tego nie przepracowałam i obawiam się, że to ten rodzaj bólu, który trzeba przenieść przez całe życie. I to chyba nieprawda, że dziecko ten ból wynagradza. Może kiedyś się dowiem. Ale Ty pamiętasz mnie z czasów, kiedy mówiłam, że nie chcę mieć dzieci. Dziś wiem, że bałam się, że będę złą matką. Nie wierzyłam w siebie.

Nadal nie wierzę, ale co przynajmniej zamiast przyczepić się o coś, codziennie staram się powiedzieć coś miłego tej dziewczynie z lustra. Nawet wtedy, kiedy cały dzień chodzi w dresie. I wydaje mi się, że lubię ją bardziej. Lubię ją w ogóle. A już na pewno lepiej o nią dbam. Zaczęłam nawet gotować.

Wiesz, też rozdawałam złudną nadzieję. Też odchodziłam od ludzi. Też złamałam komuś serce, tak, że przez kilka lat nie mógł o mnie zapomnieć. Tak, że przyjeżdżał pod mój dom i bałam się wychodzić z psem. Wtedy było mi to obojętne. Dziś mi przykro, że zmarnowałam komuś tyle lat. Że zrobiłam sobie z kogoś opcję awaryjną. Chociaż pewnie teraz w liście do mnie, dziękowałby, że go nie chciałam.

Copyright © 2016 Brakuje Żyrafy , Blogger