10:03

Dziękuję, że mnie nie chciałeś




Nie wiem czy tutaj zaglądasz. Minęło sporo czasu odkąd nie mamy siebie w znajomych. Nawet nie wiem czy zauważyłeś, kiedy zniknęłam z Twojej listy. Było to dla mnie zbyt trudne, widzieć Twoje posty, nie mając z Tobą kontaktu. Dawniej każdy dzień zaczynałam wiadomością od Ciebie.

Piszę, bo chcę Ci podziękować, za to, że mnie nie chciałeś. Mimo, że wtedy wydawało mi się, że nie przestanę płakać z tego powodu, a koleżanki miały już dość słuchania o Tobie. Wiem, że wyjechałeś, napisałeś mi to, kiedy jeszcze wymienialiśmy się zdawkowo informacjami o życiu. Mam nadzieję, że odnalazłeś swoje szczęście i zapomniałeś o tamtej dziewczynie. Nie pamiętam ile już dokładnie nie mieliśmy ze sobą kontaktu, wydaje mi się, że całkiem niedługo, ale minęło już kilka lat. Skasowałam nasze rozmowy, kiedy nie mogłam przestać do nich wracać. Sam wiesz, pewne rzeczy trzeba przyśpieszyć.

Byłeś typem chłopaka, od których ojcowie każą trzymać się daleko. Miałeś w oczach błysk i niewypowiedzianą krzywdę. Bardzo chciałam Ci pomóc. Długo myślałam, że spotkaliśmy się właśnie z tego powodu i postawiłam go sobie za życiową misję. Nie rozumiałam, kiedy mówiłeś, że nie chcesz mnie wciągać w swoje problemy. Byłam pewna, że się ze mną droczysz. Dziś dziękuję Ci za to. Nie dlatego, że nie zasługiwałeś na pomoc, ale dlatego, że nie byłam kimś kto mógł mieć dobry wpływ na Twoje życie. Mogliśmy pić piwo nad rzeką, słuchać rapu i chodzić za rękę po mieście przez całą noc, rozmawiając na każdy temat. Ale nie mogliśmy stworzyć zdrowej relacji. Wtedy tego nie wiedziałam. Dziś, jestem pewna, pilibyśmy razem już nie tylko w weekendy.

Kiedy już Ciebie nie było, spędzałam całe dnie w łóżku. Wtedy wydawało mi się, że jestem leniwa. Z resztą wszyscy wokół mnie w tym utwierdzali. Dziś wiem, że to były początki depresji. Zawsze byłam dobra w ucieczki. To była moja ucieczka od życia. Przesypiałam je. Najgorsze było to, że nie umiałam sobie pomóc. Oglądałam kryminały, thrillery i dramaty, puszczałam przygnębiające piosenki, wynajdowałam na forach historie o ludzkich tragediach. Szukałam pocieszenia w osobach, które przypominały Ciebie. Dużo imprezowałam, pijąc olbrzymie ilości alkoholu. Śmiałam się tańcząc, a w nocy zagryzałam zęby na nadgarstkach. Dużo myślałam o śmierci. Nie chciałam się zabić, ale chyba chciałam umrzeć i bałam się śmierci jednocześnie. Myślałam, że ta śmierć jest już całkiem blisko. Miałam 21 lat. Gdybyś to czytał, w tym momencie byś się zaśmiał, chociaż wiem, że miałeś jak ja. O to chodziło - czułam, że jedyną osobą, która jest w stanie mnie zrozumieć jesteś Ty. Może dlatego nie powiedziałam nikomu o tym co dzieje się w mojej głowie.

Miałam Ci za złe, że nie było Cię przy mnie, kiedy nie radziłam sobie z życiem. Kiedy nie było przy mnie nikogo, kto zamiast "weź się w garść" powiedziałby, że też tam miał i że z tym da się żyć. Miałam Ci za złe, że odszedłeś, kiedy paradoksalnie było najlepiej. A jednak teraz Ci za to dziękuję. Dziękuję Ci za to, że Ciebie tu nie ma. Że mimo mojego obsesyjnego uczucia do Ciebie, potrafiłeś uciąć tą znajomość. Że mnie nie skrzywdziłeś, bo wszystko przez co cierpiałam zrobiłam sobie sama.

Jak Ci jest za granicą? Mówiłeś, że nic Cię tu nie trzymało, ale wydaje mi się, że nie ma miejsca jak dom i wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Jeśli kiedyś zajrzałeś na mój profil, wiesz, że wyszłam za mąż. Za mężczyznę zupełnie innego od Ciebie. Mamy dwa koty i psa, ale to z pewnością Cię nie dziwi. Może zapytałbyś tak jak inni, kiedy kolej na dwunożne. Przeszłam przez wachlarz reakcji w odpowiedzi na podobne pytania. Byłam w ciąży. Dwa razy. Chociaż kiedy o tym teraz piszę wydaje mi się to już abstrakcją. Jeszcze tego nie przepracowałam i obawiam się, że to ten rodzaj bólu, który trzeba przenieść przez całe życie. I to chyba nieprawda, że dziecko ten ból wynagradza. Może kiedyś się dowiem. Ale Ty pamiętasz mnie z czasów, kiedy mówiłam, że nie chcę mieć dzieci. Dziś wiem, że bałam się, że będę złą matką. Nie wierzyłam w siebie.

Nadal nie wierzę, ale co przynajmniej zamiast przyczepić się o coś, codziennie staram się powiedzieć coś miłego tej dziewczynie z lustra. Nawet wtedy, kiedy cały dzień chodzi w dresie. I wydaje mi się, że lubię ją bardziej. Lubię ją w ogóle. A już na pewno lepiej o nią dbam. Zaczęłam nawet gotować.

Wiesz, też rozdawałam złudną nadzieję. Też odchodziłam od ludzi. Też złamałam komuś serce, tak, że przez kilka lat nie mógł o mnie zapomnieć. Tak, że przyjeżdżał pod mój dom i bałam się wychodzić z psem. Wtedy było mi to obojętne. Dziś mi przykro, że zmarnowałam komuś tyle lat. Że zrobiłam sobie z kogoś opcję awaryjną. Chociaż pewnie teraz w liście do mnie, dziękowałby, że go nie chciałam.

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak to wygląda z niechcianą miłością. Ja też mam taką osobę, której mogłabym podziękować. W sumie nawet 2. Z jednym z nich nie było mi dane "chodzić", to było uczucie w jedną stronę. Z drugim byłam przez chwilę i mimo, że też po rozstaniu było mi ciężko, to teraz z perspektywy czasu cieszę się, że nam nie wyszło. To dało mi szansę zakochać się z wzajemnością i stworzyć coś pięknego :)
    Dopiero czytając Twój post pomyślałam przez chwilę o nich - z żadnym nie mam w tej chwili kontaktu, nie mam pojęcia co u nich słychać, na fb nawet specjalnie nie zaglądam...

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Brakuje Żyrafy , Blogger