Jak
wcześniej pisałam, wydaje mi się, że już wszyscy w okolicy
kojarzą naszego psa. Nie da się jej nie zauważyć, kiedy wystaje w
oknie patrząc na ludzi na ulicy. Poza tym ma za sobą kilka
incydentów, które z pewnością opowiadane są na psich
spotkaniach, a o których wkrótce dowiecie się również i Wy. Po
dzisiejszym nocnym wyjściu okoliczni mieszkańcy dowiedzieli się
też jak ma na imię. Wybraliśmy się na ogrodzony plac obok naszego
bloku, żeby przed snem mogła się wybiegać. Niezbędnej dawki
ruchu postanowiła dostarczyć również nam, przechodząc pod siatką
i uciekając wgłąb osiedla. Wróciła, rzecz jasna, zupełnie
nieprzejęta swoim wybrykiem.
Często zastanawialiśmy
się, czy dobrze się stało, że dom tymczasowy, który jej
stworzyliśmy, przerodził się w dom stały. Teraz, mimo, że nie
minęło dużo czasu zanim się znalazła, zdążył przyjść mi do
głowy obraz domu bez niej. Kto by schodził ze mną do ciemnego
garażu, kiedy jestem sama w domu? Kto zżerałby z blatu kurczaka
czekającego na dopiekającą się tartę? Jakby wyglądał Łukasz
czekając na mnie bez niej, na przystanku, kiedy wracam z pracy?
(Wiem, że akurat ten obrazek byłby dla mnie równie znaczący, ale
rozczulił mnie ten widok z okna MPK, kiedy wczoraj tak razem czekali
:). Jak to byłoby przestać rozmawiać z ludźmi spotykanymi na
osiedlu, czy przypadkiem na ulicy? I jak wytłumaczyłabym sąsiadce,
która wprost przyznała, że jest Nukową fanką, że dała nogę?