Kiedy
Nuka do nas trafiła niemal codziennie wychodziliśmy na psie
spotkania. Punkt 19:00 wyglądała przez okno, a następnie
maszerowała do drzwi, oczekując wyjścia. Ze względu na niespożyte
pokłady energii jest wymagającym towarzyszem zabaw. Uwielbia ruch
pod każdą postacią, a ponad to jest bardzo kontaktowa i chętnie
wchodzi w interakcje z innymi zwierzętami. Podczas gdy psy biegną
za piłeczką, ona biegnie... za psami. I absolutnie nie bierze pod
uwagę tego, że ciągła gonitwa i zachęcanie do zabawy dla innych
czworonogów po pewnym czasie staje się męczące, czy nawet
irytujące.
Ze
względu na to, że nasza znajdka należy do psów, które rzadko da
się zmęczyć, często słyszałam, że powinniśmy ją oddać, bo
mieszkanie w bloku to nie miejsce dla psa. Bo pies będzie się
męczył. Bo dla niej najlepszy byłby domek z ogrodem w którym
mogłaby się wybiegać. Czy na prawdę podwórko czyni psa
szczęśliwszym? Wydaje mi się, że psu najlepiej jest, gdy może
być blisko człowieka. Kiedy zostawiamy Nukę na podwórku u
rodziców najpierw strzela ósemki, później zaczyna przekopywać
działkę, a następnie zrezygnowana i całkowicie znudzona kładzie
się i przygląda na drzwi czekając aż ktoś do niej wyjdzie. Myślę
więc, że nawet największa działka nie dałaby jej tyle szczęścia
co możliwość bycia z nami. Poza tym Nuce czasem włącza się tryb
"szwędacz". Odcięcie i biegnie do przodu. W ogóle nie
zważając na nasze nawoływania. Pozostawienie jej na dłużej na
podwórku mogłoby skutkować zaplanowaniem przez nią ucieczki i
wydostaniem się poza ogrodzenie. Z jej predyspozycjami i skocznością
mogłaby sforsować niemal każde ogrodzenie.
Mamy
ten komfort, że Łukasz pracuje w domu, więc nie ma konieczności
zostawiania psa na długie godziny samego. Jednak, kiedy już
zachodzi taka potrzeba zamykamy ją w kennelowej klatce (pożyczonej
od Lubelskiego
Animalsa -
jeszcze raz dziękujemy! :) ). Podjęliśmy taką decyzję,
kiedy Nuka zaczęła niszczyć wszystko podczas naszej nieobecności.
A tak na prawdę to decyzję o klatce podjęłam właściwie ja i to
dopiero jak zjadła pada do gier. I to nic, że mamy jeszcze pięć
padów. TEN był najlepszy, najdroższy i w ogóle mega
sentymentalny!!! Więc, postanawiając nie nadwyrężać dłużej
cierpliwości Łukasza, pojechałam po klatkę ze Szwagrem. Klatka
okazała się wielka, ciężka, a czas pędził szalenie i Szwagier
nie miał już kiedy jej wtachać na górę, więc zabrał ją w
trasę. Jeździła tak 2 dni. Hałasowała straszliwie, więc śmiem
twierdzić, że wiem co myślał jak ją wozil. :) Ale już jest. I
pies kiedy nas nie ma jest wyciszony i nie przychodzą mu do głowy
pomysły zawładnięcia światem, zaczynając od naszego pokoju. I my
jesteśmy spokojni, że zastaniemy dom dokładnie w takim stanie w
jakim go opuściliśmy.
Choć
nie zawsze. Przecież w mieszkaniu są jeszcze dwa koty.
To prawda, dla psa najważniejszy jest kontakt z człowiekiem, a nie hektary ogrodu :)
OdpowiedzUsuń