Kiedy
byłam młodsza i mieszkałam z rodzicami często zabierałam psy na
dłuuugie, kilkugodzinne spacery po naszej miejscowości. Dziś
ciesząc się z pierwszej od dłuższego czasu wolnej soboty, zaraz
po wstaniu z łóżka pomyślałam, że Nuce przyda się
właśnie taki spacer. Nakarmiłam zwierzyniec, ogarnęłam siebie,
zapakowałam wodę i smaczki i wyszłyśmy z Nuką na mpk
(przepraszam - wybiegłyśmy).
Najpierw
pojechałyśmy w odwiedziny do Lubelskiego Animalsa. Mają tam
taaakie przecudne charciki. Mama chartów odeszła, gdy te miały
zaledwie tydzień i maleństwa wymagały ręcznego wykarmienia
Wykarmiłam butelką jednego kota i mogę sobie wyobrazić, jak
wielki to wyczyn wychować w ten sposób dziewięć szczeniąt, także
wielki ukłon w stronę Lubelskiego Animalsa zdecydowanie się
należy! W tym momencie szczeniaki mają cztery tygodnie i już
zaczynają rozrabiać.
Prosto
z Animalsa ruszyłyśmy na spacer po Lublinie. Głównym celem była
praca mojej mamy, której zrobiłam niespodziankę. Poza tym
zamierzałam pojechać z mamą w odwiedziny do domu. Nie szłyśmy
jednak wzdłuż głównych ulic, ale przez osiedla, nadrabiając
drogi i spotykając innych psiarzy i nie psiarzy - którzy często
zamieniali z nami kilka słów i tarmosili Nukowe ucha. Z tymi ludźmi
to jest tak, że dzielą się na dwa rodzaje. Na widok Nuki albo
biorą swoje psy/dzieci na ręce i omijają nas szerokim łukiem,
albo próbują pogłaskać ją, często nawet bez uprzedzenia i
pytania. Po drodze kupiłyśmy sobie śniadanko i usiadłyśmy na
trawie nad rzeką. Znów czułam się jakbym miała 16 lat i wolny od
szkoły weekend :) Różniło się jedynie to, że te kilka lat temu
znajomi także dzielili ze mną wolne dni, a dziś niestety większość
z nich pracowała (no albo była we Francji, pozdro Ulcia!).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz