Są
momenty kiedy przymykasz oko na wszystkie metody wychowawcze jakie
podsunęła Ci znajoma behawiorystka i jesteś w stanie zrobić dla
psa wszystko, byle tylko ruszył się z miejsca. Na przykład jak
autobus odjeżdża za 15 minut, masz wizytę u lekarza za pół
godziny i wstałaś specjalnie wcześniej żeby pies pospacerował
dłużej. Albo jak tak Cię ścięło, że jak nie położysz się
zaraz już to umrzesz temu psu na kostce pod blokiem. I to wcale nie
alkohol. Mówisz więc swojemu upartemu psu różne dziwne rzeczy.
Nadal nie reaguje, za to macie już zbiorowisko gapiów, ale
właściwie jest Ci wszystko jedno, byle tylko kundel zaczął
podążać w stronę domu.
Trochę
ją sobie tak źle wychowaliśmy, a trochę to zasługa przeszłości
na gigancie. Coraz częściej mam wrażenie, że nikt jej nie
wyrzucił. Myślę, że po prostu znudzili jej się starzy i któregoś
dnia sobie wyszła. A my jej odebraliśmy wolność, więc teraz się
buntuje. Na początku kiedy nie chciała iść do domu skakała na
nas, łapała za torbę, siatkę, smycz, cokolwiek co mieliśmy w
ręce. Zobaczyła jednak, że za każdym razem odwracamy się wtedy i
nie reagujemy, więc obrała inną taktykę. Od tamtej pory, gdy
trasa spaceru nie idzie po jej myśli kładzie się na ziemi. Czasem pomagało kiedy udawałam, że idę tam gdzie chce, robiłam kółko w miejscu i mogłam udać się w wybranym kierunku. Teraz już nie ma tak łatwo.
Wyłożyła
mi się najpierw przy placu zabaw. Według poradników, których
pochłonęłam już kilkadziesiąt powinnam niewzruszenie oddalić
się od niej i zaczekać aż zacznie mnie szukać. Gdybym się
oddaliła, wcześniej odpinając smycz, szukałabym to ja jej. Więc
najpierw przypięłam smycz do siatki placu i powolutku oddaliłam
się za najbliższy blok. Policzyłam do dwudziestu. Wróciłam.
Myślisz, że się ruszyła chociaż?
Po
powrocie od lekarza wyszłyśmy znowu. Chociaż byłam bardzo
zmęczona, szczególnie, że dwa autobusy z rzędu nie przyjechały.
Kiedy jesteś sama w domu z psem, ciąża to nie wymówka. Nie ma
przeproś. Miałam tylko nadzieję, że teraz wychodzimy na szybkie
siku, ja wracam do łóżka, a jak już zregeneruje siły to
wieczorem wyjdziemy na wybieg (albo Łukasz wyjdzie <3 ). Już,
już zmierzałyśmy w stronę bloku, gdy podeszła do nas mała
dziewczynka. Wytłumaczyłam z której strony podchodzi się do
pieska, gdzie można go głaskać i jak ma na imię. Nuce spodobało
się tak bardzo, że znowu postanowiła się położyć. Dziewczynka
odeszła, ja zostałam z leżącym psem. Mówię "no chodź!"
Zerwała się na nogi. Ja zdziwiona, ale ucieszona. Okej, idziemy!
Okazało się, że za mną stał inny pies i już po chwili leżała
znowu.
Niby
to nic takiego, pewnie pomyślisz, że wystarczy pociągnąć za
smycz, kazać jej wstać i wrócić do domu. Nasz pies jest po prostu
cholernie inteligenty i z nią nie ma tak lekko. Wcześniej mało
wychowawczo brałam ją pod pachę i stawiałam na nogi. Zazwyczaj
wtedy już nie stawiała oporów. Teraz, ze względu na ciążę, nie
mogę dźwigać, więc zostało mi tylko zapobieganie takiego
zachowania, czyli rozglądam się za psem do którego chciałaby
podejść i zwracam jej uwagę na siebie, zanim się położy.
Dzisiaj nie zdążyłam. Już tak bardzo chciało mi się do domu,
psu się bardzo chciało zostać. I co robić?
"Chodź
to Ci coś dam". Oczywiście, że w takiej sytuacji akurat nie
mam nic. Jak coś mam to raczej udaje mi się zapobiec takiemu
zachowaniu. "Chodź, zobacz gdzie jest Jerzy". Na początku
pomagało, teraz już wie, że oszukuję i wcale Jerzego nie ma tam
gdzie mówię, że jest. "To jest nasz ostatni spacer,
obiecuję". Obiecanki, cacanki. Przecież ani nie zostawię jej
na środku osiedla, ani nie odwiozę pod bramę schroniska.
Mnie
już bardzo mdli i ogólnie to bym sobie może znów zemdlała. Wtedy
się ruszy? Albo chociaż ktoś ją za mnie przeciągnie pod dom, a
ja się wreszcie będę mogła przespać. Nagle mam! Mama mia!
Podnieść nie podniosę, ale przecież jak uszczypnę w tyłek to z
pewnością wstanie! Uszczypnęłam.... więc mnie ugryzła. Lekko,
bo lekko, ale wstała od razu. Nawet się na mnie nie spojrzała. Na
trzy psy, które mijaliśmy też nie. Słowem się do niej nie
odezwałam. Sama ogarnęła, że przegięła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz